Twierdzą rodzice rodzice, którzy bronią nauczania religii. Wyrażają tym samym pogląd, że każda edukacja jest formą przymusu, więc Kościół nie jest niczym innym. Gdyby dzieci mogły, to nie chodziłyby do szkoły, nie myły zębów i nie zmywały naczyń. Więc nauka jest jak religia… Ale czy na pewno?
Twierdzę, że żadne dziecko z własnej woli nie będzie chodzić do kościoła.
Nie ma szans. Dziecko trzeba tam zaciągnąć – czy to za ucho, czy to namową, perswazją, groźbą kary, mendzeniem, obietnicą nagrody – nie ważne. Samo nie pójdzie. Żadne dziecko nie przystąpi też do spowiedzi. Aby to się stało, trzeba dziecko przed konfesjonał najpierw doprowadzić latami uporczywej perswazji. Jeśli siedmiolatek sam idzie do kościoła to znaczy, że już został urobiony.
Religijni rodzice uważają więc, że dziecko trzeba skłonić do chodzenia do kościoła, tak jak trzeba je skłonić do uczenia się. Uważają, że w tym sensie religia i szkoła to obowiązek.
Rozumiem skąd to myślenie się bierze, ale uważam je ze błędne. Błąd bierze się pewnie z wyrażenia “obowiązek szkolny”, które rozumiemy opacznie, oraz trochę z naszych własnych doświadczeń ze szkołą powszechną. A jednak,
warto sobie uświadomić, że powszechna edukacja nie jest o b o w i ą z k i e m dzieci, a p r z y w i l e j e m! Edukacja szkolna jest prawem dzieci. Prawem, które jest cywilizacyjną zdobyczą państw rozwiniętych.
Jako społeczeństwo państwa rozwiniętego umówiliśmy się, że zagwarantujemy dzieciom prawo do edukacji podstawowej i będziemy na to łożyć odpowiednie kwoty z budżetu państwa.
Natomiast “obowiązek szkolny” nie dotyczy dzieci, a rodziców
– którzy mają obowiązek umożliwić dzieciom skorzystanie z prawa do edukacji. Ten obowiązek państwo może egzekwować siłą – siłą skierowaną nie przeciwko dzieciom, ale przeciwko dorosłym, którzy odmawiają dzieciom prawa do edukacji! W ekstremalnej sytuacji możemy nawet rodzicom dzieci odebrać, gdyby któryś z nich wymyślił, że jego dziecku czytanie nie jest potrzebne, bo mu wystarczy klepanie zdrowasiek z pamięci.
O tym, że dostęp do powszechnej edukacji jest przywilejem wiedzą dzieci z krajów pozbawionych dostępu do szkół, wiedzieli rodzice chłopskich dzieci, które były skazane na edukację religijną jak święta Faustyna, wiedzieli niewolnicy, których dzieci przyuczane były do zawodów, by jak najszybciej mogły być “użyteczne” dla swoich panów.
Oczywiście poziom edukacji szkolnej pozostawia wiele do życzenia, szkoły powinny być lepsze, bardziej przyjazne itd. ale to już są pytania o realizację przywileju dzieci, a nie o zasadę tego przywileju. Zasadniczo dzieci chcą się uczyć. Naszym zadaniem jest uczyć je dobrze.
Dobry i ciekawy wpis. Naprawdę dobrze napisane. Wielu autorom wydaje się, że posiadają odpowiednią wiedzę na ten temat, ale często tak nie jest. Stąd też moje miłe zaskoczenie. Chciałbym wyrazić uznanie za Twój trud. Zdecydowanie będę rekomendował to miejsce i często tu zaglądał, aby poczytać nowe rzeczy.
Byłem naprawdę szczęśliwy, że wszedłem na ten artykuł. Wielu autorom wydaje się, że posiadają odpowiednią wiedzę na poruszany przez siebie temat, ale niestety tak nie jest. Stąd też moje zaskoczenie. Czuję, że powinienem wyrazić uznanie za Twój trud. Koniecznie będę rekomendował to miejsce i regularnie tu zaglądał, aby przejrzeć nowe rzeczy.