Przypominam wywiad przeprowadzony w 2015 roku z Marzeną, ofiarą przemocy domowej w Hrubieszowie.
Marzena podeszła do mnie po uroczystości rozdania Białych Wstążek. Z początku była bardzo przestraszona i nieśmiała, ale z czasem przywykła do mnie i oswoiliśmy się. Zaczęła mówić. W końcu zdecydowała się opowiedzieć mi swoją historię do kamery i zgodziła się na publikację. Marzena zdecydowała się opowiedzieć mi swoją historię z dwóch powodów: po pierwsze chciałaby jakoś ratować swoje rodzeństwo spod opieki zdemoralizowanych rodziców. Po drugie chciałaby tą drogą zapytać, jak to się stało, że nikt jej nie pomógł. Nikt niczego nie zauważył. Nikt.
Historia Marzeny to historia molestowania i przemocy, jakiej zostały poddane wszystkie dzieci w jej domu. Prześladowcą byli oboje rodzice. Marian, agresywny ojciec, który pił, bił synów i molestował córki, oraz wiecznie zrzędząca matka, Urszula, trzymająca stronę ojca. Z sześciorga rodzeństwa jeden chłopak już nie żyje: powiesił się. Marzena miała próbę samobójczą – łyknęła tabletki. Najstarsza siostra, z którą ojciec odbywał stosunki, ma już swoje dzieci z dużo starszym mężczyzną. Obecnie jest w piątej ciąży, choć ma 27 lat. Młodszy brat, młodsza siostra i siostrzeniec pozostają ciągle pod opieką ojca, który stosuje wobec nich przemoc. Oto rzeczywistość, z której wyrwała się Marzenia. Dziś ma 25 lat i mieszka pod Warszawą. Zmaga się z dorosłym życiem ciągnąć za sobą demony świeżej przeszłości, stara się coś z tym zrobić. Walczy.
Marzena mówi:
Tacy, jak my, to gówno na tym świecie. Śmieci, patologia.
U mnie w domu od zawsze było picie i przemoc że strony ojca, matka na początku była cicha. W ogóle się nie odzywała. Ojciec ją bił, a ona nic. Czasami uciekała do pokoju zostawiając nas samych z ojcem.
Matka nas w ogóle nie broniła
Bałam się strasznie ojca. My byliśmy tylko małymi dziećmi, nie byliśmy w stanie się obronić przed nim i bardzo przerażająca była dla mnie myśl, że on może z nami zrobić wszystko. Widziałam wiele razy w jego oczach taki obłęd, taką niepoczytalność… Modliłam się wtedy, żeby mi nic nie zrobił. Moja matka czasami wzywała policję, ale oni przyjeżdżali, posiedzieli, coś tam popisali i jechali z powrotem, a po tym, jak wychodzili były jeszcze większe awantury. Ja wtedy uciekałam do pokoju i cała się trzęsłam pod kołdrą. Wmawiałam sobie, że nic nie słyszę, jak ojciec matkę leje. Pamiętam, jak raz weszłam do kuchni, a mój ojciec pijany leżał, a na nim mój kilkumiesięczny brat. Przyszły jakieś kobiety z MOPSu i przyjechała policja. Policjanci zabrali nas wszystkich, łączenie z moim pianym ojcem do radiowozu i zabrali nas do miejsca pracy mojej matki i tam nas zostawili. I sobie pojechali. Zostawili pianego psychopatę w przedszkolu, gdzie była setka małych dzieci. Nawet na dołek nie wzięli. Najgorsze było to, jak matka szła do pracy, a my jeszcze nie chodziliśmy do szkoły. Ojciec sobie wtedy przyprowadzał pianych kolegów do domu i musieliśmy na nich mówić ”wujek”. Przychodziły pracowniczki MOPSu do nas co chwilę, a ja się zastanawiałam, dlaczego nikt nie reaguje? czy one nic nie widzą? Wiele razy było tak, że przez kilka dni nie mieliśmy co jeść. W domu było strasznie brudno i śmierdząco. Bardzo często chorowałam.
Najgorsze było to, że ojciec zaczął się do nas dobierać
Łapał nas za piersi, a któregoś razu, jak się bawiłam, wziął mnie, posadził sobie na kolana i wsadził mi ręce w majtki – że niby on tak się bawi ze mną. Byłam wtedy strasznie przerażona. Nie rozumiałam tego, co on robi, ale bardzo się bałam. Zaczęłam się wyrywać i zaczęłam trochę krzyczeć, a on mnie próbował uciszać, ale jak zauważył, że ja się coraz bardziej denerwuję, to mnie puścił. Długo dochodziłam do siebie. Później on przyszedł do mnie do pokoju i spojrzał na mnie bardzo groźnym i dziwnym, niezrozumiałym dla mnie wzrokiem. Jakiś dziwny on wtedy był, ale ja zrozumiałam, że mam nic nie mówić o tym nikomu.
Moja siostra miała gorzej. Nie umiała się bronić
Pamiętam, jak sąsiadka nam truskawki przyniosła i ja razem z bratem w przedpokoju przebieraliśmy te truskawki, a moja siostra była w pokoju z ojcem. Po chwili wyszedł ojciec i powiedział, żeby nie wchodzić, bo on majtki będzie zmieniał i zamknął drzwi na zaszczepkę. Z bratem wiedzieliśmy, o co chodzi. Po jakimś czasie – nie wiem, ile to trwało – wyszła Kaśka z ojcem. Po minie Kaśki widziałam, że była strasznie wkurzona, jakby jej przykro było, a mój ojciec myślał, że zapomnieliśmy, co on nam wcześniej powiedział, bo zaczął tłumaczyć, że niby telewizor naprawiał.Bardzo się bałam, że teraz on mnie zawoła do pokoju. Drugi raz do niej się dobierał, jak się kąpaliśmy nad rzeką. Byłam z bratem, siostrą i z ojcem. Nikogo poza nami nie było i ojciec wziął Kaśkę do wody… i stali jakoś dziwnie przytuleni do siebie… i bardzo długo stali. Ja z bratem wiedzieliśmy, co oni robili. Później on chciał mnie niby nauczyć pływać, ale ja jemu uciekałam. Jak za trzecim razem się do niej dobierał, to ja już sama byłam. Byliśmy w dużym pokoju gdzie były dwa łóżka. To było zaraz po tym, jak moja matka poszła do pracy. To było rano. Obudziłam się i widziałam, jak ojciec leży pod kołdrą z moja siostrą i ona wkurzona pyta go, ”czy już?” a on, że jeszcze nie, a później Kaśka wstała i nałożyła majtki, a ja przerażona, zamknęłam oczy i udawałam, że śpię.
Ojciec mówi, że Kaśka jest nienormalna, bo się w maju urodziła
Na początku ojciec ostro bronił Kaśki przed matką i strasznie był dla niej wyrozumiały, a na nas wszystkich ciągle wrzeszczał. Nie wiedziałam dlaczego i ciągle myślałam, że przez to, że nie chcę z nim spać. Po jakimś czasie zauważyłam, że ojciec zaczyna na Kaśkę wrzeszczeć z byle powodu, a później zaczął z niej wariatkę robić, że niby z nią jest coś nie tak, że powinno się ją na jakieś leczenie oddać. Rozgadywał po ludziach i po całej rodzinie, że ona jest nienormalna i że to też dlatego, że się w maju urodziła i wyobraźcie sobie, że wszyscy w to uwierzyli. Najgorsze było to, że w tym matka bardzo chętnie pomagała. Moja matka w ogóle bardzo dziwnie wobec mnie i siostry zaczęła się zachowywać. Stała się bardzo agresywna wobec nas. Jak nas czesała to nam włosy wyrywała, rano na kolanach sprzątałyśmy, wycierałyśmy podłogi bez śniadania, strasznie nad nami się wyżywała, i tak było aż się nie wyprowadziłam z domu.Wiele razy szłam spać z płaczem. Strasznie się jej bałam, nie wiedziałam, dlaczego ona nas tak nienawidzi.
Wiele razy modliłam się, żeby mnie ktoś zabrał z tego piekła
Nie było dla mnie i dla Kaśki litości. Starałam się wiele razy nie wchodzić im w drogę, żeby ich nie denerwować, ale nic to nie dawało. Co roku pojawiało się nowe dziecko i trzeba było się nim opiekować, a jak dziecko płakało, to mój ojciec tak je napiepszał, że dziwiłam się, że nie zabił. Policja u nas w domu była 3-4 razy w tygodniu, ale rzadko kiedy jego zabierali. Pamiętam jak policjant powiedział, że jego nie wezmą, bo mój ojciec powiedział, że się już uspokoi. Oczywiście tak się nie stało. Pamiętam, jak raz sama łaziłam po ulicy i przyszła pracowniczka MOPSu. Powiedziałam, że jestem sama w domu, a ona sobie poszła – nie pamiętam, jak się nazywała, ale na pewno bym ją rozpoznała – ona dalej pracuje w MOPSie.
Ja nie wiedziałam, że policja to jest taka instytucja, która powinna pomagać, bo ja tego nigdy nie doświadczyłam. Wydawało mi się też, że tak jest w każdym domu, że to norma, że ojciec gwałci i bije. Wolałabym mieszkać w domu dziecka.
Połknęłam tabletki
Strasznie przestraszyłam się ojca i połknęłam wszystkie tabletki, które zostały mi przepisane na depresję. Wieczorem je wszystkie połknęłam. Nie wiem, jak to się stało, że przeżyłam. Gdy się na drugi dzień ocknęłam, to przyszła pracowniczka MOPSu, pani Sz., i widziała, że jestem cała zapłakana i przestraszona, że cała się telepię, ale nic nie zrobiła. Położyłam się na łóżko i przez dwa dni leżałam, a co się ocknęłam, to za chwilę traciłam przytomność. Ja już miałam dosyć tego domu.
Mój brat się powiesił przez rodziców
Mój brat Patryk nie wytrzymał tego i się powiesił. Na drzewie obok domu. Wcześniej do ciotki dzwonił i pytał, czy na jego pogrzeb przyjdzie, a ona go okrzyczała, co on wygaduje. Mój ojciec rozpijał moich braci od ich wczesnego wieku. A moja matka strasznie się na nich wyżywała – jej natomiast nic nie można było powiedzieć. I kiedyś Patryk jej się odwinął i go za to zamknęli na pół roku. Ojciec nigdy do więzienia nie poszedł, a jego wsadzili. Wyszedł i się powiesił. Straszny to był dla nas szok. Potem zauważyłam, że mój ojciec zaczyna uganiać się za moją młodszą siostrą i moim siostrzeńcem. Zatkało mnie, bo myślałam, że jemu już przeszło. Mojej siostrze wsadzał rękę pod spódnicę i łapał za piersi, ale ona jest taka jak ja i się broniła, a mojego siostrzeńca w ramach zabawy łapał za krocze i tak ściskał, że on aż piszczał. Matka w ogóle nie reagowała.
Marzena szuka pomocy
Poszłam do dzielnicowego. Nazywał się Sławomir Sz. Ale oni nas na komendzie traktują jak jakieś gówno, którego trzeba się pozbyć. Sz. strasznie mnie gnębił na komendzie chociaż widział, że jestem w złym stanie. Skończyło się na tym, że miałam dla niego sprawdzić, kto ukradł jakiś rower. Powiedziałam mu, że chcę założyć ojcu niebieską kartę, ale mnie zbył, mówiąc, że to można zrobić dopiero wtedy, gdy przyjedzie interwencja. Nie zrobił nic.
Poszłam do PCPR. W domu dalej było picie i znęcanie się nad dziećmi i też nad moim siostrzeńcem, czyli synkiem starszej siostry, Kaśki. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam kobiecie, która pracuje w PCPR, że mój ojciec znęca się nad nim. Ona wiele razy dawała sprawy do sądu, żeby odebrać Maćka, ale ojciec jakoś ciągle wygrywał. Ona mi powiedziała, że pierwszy raz w życiu coś takiego widziała, żeby alkoholik ciągle sprawy wygrywał. Po moim doniesieniu odbyła się sprawa w sądzie, a ja o niczym nie wiedziałam, bo rodzice schowali list z sądu. Słyszałam, jak matka dała Kaśce 50 zł i powiedziała jej, żeby nic nie mówiła w sądzie. Dostaliśmy kuratorkę sądową, Agnieszkę Ż. Poszłam na komendę i powiedziałam, że chcę założyć niebieską kartę, ale policjant mi tam powiedział, że ja tego zrobić nie mogę. Poszłam drugi raz na komendę do pokoju 01, od interwencji kryzysowej, a policjant mi powiedział, że niebieska karta nic nie daje i mi jej nie założył.
Rozmawiałam z kierowniczka MOPSu, Elżbietą Le., i powiedziałam jej, co się u mnie w domu dzieje, że ojciec nas obmacywał, a ona mi powiedziała, że wiedziała o tym, że ją to w ogóle nie dziwi, że ona wiedziała o tym, bo ona zna się na takich rzeczach, i że ona nie zareagowała, bo w tamtych czasach, znaczy latach dziewięćdziesiątych, o takich rzeczach się nie mówiło.
Powiedziałam jej, że rodzice biją moje rodzeństwo, a ona na to, że o wszystkim wie. Myślę, że też wiedziały pracowniczki MOPSu, że ja mogę sobie coś zrobić. Ona na początku powiedziała mi, że niby mi pomoże, że jak złożę zeznania, to ona mi pomoże w sądzie, ale najpierw muszę pójść do psychologa. I że ona mi wskaże do którego, że to jest trudna sprawa. Ja wiedziałam o tym, że skoro ona jest kierowniczką MOPSu to pewnie to będzie jakaś jej znajoma i nie zgodziłam się. Powiedziała, że one są od tego, żeby mi pomóc i żebym jej wszystko mówiła. Na początku się na to nabrałam, ale jak znowu poszłam i powiedziałam, ze mój ojciec jest piany i z moim siostrzeńcem chce wyjść na miasto, i że ja nie dam rady go powstrzymać, to ona nie zgodziła się na to, żeby wzywać policję. Kazała pracowniczce pójść do mnie do domu. Ta pracowniczka przyszła i widziała mojego ojca pianego, i zabroniła jemu wychodzić. Po Nowym Roku znowu poszłam do Le. i powiedziałam, że ojciec na Wigilię uderzył moją siostrę i że dalej się do niej dobiera. A ona mi powiedziała, że muszę znaleźć stancję za 300 złotych i wyprowadzić się z domu. Że ja mam się z domu wyprowadzić, nie ojciec. A jak powiedziałam, że ja nie mam pieniędzy, to mi powiedziała, że jak chcę pieniądze, to żebym klatki schodowe myła, że ona ma syna prawie w moim wieku i jeszcze nigdy nie prosił ją o pieniądze. I pytała, czy pomagam rodzicom w domu, czy gotuję i czy sprzątam, i dlaczego tego nie robię, a później powiedziała, żebym już wyszła bo jakaś kobieta stoi za drzwiami i ma ważną sprawę do niej.
Moja sprawa nie była taka ważna
Ta Sz. poszła na emeryturę i przyszła jakaś inna kobieta za nią i ja jej powiedziałam, że moi rodzice nas biją, a ona powiedziała, że muszę to jakoś przecierpieć. Wkurzyłam się i poszłam do pracowniczki PCPR i powiedziałam jej, że u mnie w domu nic się nie zmieniło, a kuratorka sądowa do nas w ogóle nie przychodzi, a ona mi powiedziała, żebym poszła do sędziego na skargę. I ja tak zrobiłam. Mnie nie było w domu, kiedy ta kuratorka, Agnieszka Ż., przyleciała, ale mi ojciec przekazał, że mam się do niej zgłosić. Jak poszłam do niej, to ona była bardzo zła na mnie i powiedziała, że ona wcale nie jest naszą kuratorką – choć przecież ona była u nas w domu! ale wszystkiego się wypierała. Okazało się, że zdążyła już pójść ze skargą do innych kuratorek, które miały pod opieką mojego brata, że ja donoszę do sędziego, że one nic nie robią i one wszystkie były na mnie okropnie zagniewane. Jak dzieci w szkole normalnie. Próbowałem jednej tłumaczyć, o co chodziło, ale nie chciała mnie słuchać. Przekazała mojemu bratu, że ja donoszę sędziemu, a on to powiedział mojemu ojcu. Jak później czytałam zeznania, to ta nasza kuratorka nie zawarła wszystkiego co jej mówiłam, ale to co ojciec na mnie nakłamał… ręce mi opadły… wydaje mi się, że to mogła być jakaś zemsta z jej strony. Jak w przedszkolu. Mój ojciec został wezwany do sądu razem z matką i tam dowiedzieli się, że to ja wszytko zgłosiłam… Myślałam, że ojciec mnie rozszarpie. Wrócili maksymalnie wkurzeni. Była koszmarna awantura – bałam się wychodzić z pokoju. Dopiero po dwóch tygodniach do siebie doszłam.
Nikt mi nie pomógł. Próbowałam to zgłaszać… próbowałam mówić – nikt mi nie pomógł. Zostałam z tym wszystkim sama. A przecież miałam do czynienia z psychopatą, który jest zdolny zabić.
Kaśka dostała wezwanie do prokuratury i po tym przesłuchaniu przyszła strasznie zapłakana, ale mi mówiła, że wszystko powiedziała, że nic nie ukrywała. Ale potem widziałam w zeznaniach – tak było zapisane – że ona nie wyznała nic z tego, co się w domu działo. I było tam potwierdzenie psycholog, że ona mówi prawdę. To była ta sama psycholog, która mnie przesłuchiwała, żeby sprawdzić, czy ja mówię prawdę. Dziwi mnie to że pani prokurator Katarzyna Sowa nie zauważyła, że coś jest nie tak, że ta sama psycholog co stwierdziła, że Kaśka mówi prawdę, ma sprawdzić, czy ja mówię prawdę – przecież to oczywiste, że napisze, że ja kłamię.
Psycholog Jadwiga Sz. znęcała się nade mną
Podczas przesłuchania pani psycholog cały czas mnie wykpiwała, śmiała się, obrażała mnie i mnie poniżała. Gadała, że ja jestem psychicznie chora, że powinnam się pójść leczyć, że co by biedna matka zrobiła, gdyby przeze mnie ojciec poszedł siedzieć, że powinnam się wstydzić.Widziała, w jakim byłam stanie, mimo wszystko nie było litości. Prokuratorka, która była przy przesłuchaniu, nie zareagowała na jej zachowanie, a widziała, że ta znęca się nade mną. Ta psycholog buntowała prokuratorkę przeciwko mnie i utrudniała śledztwo. Po tym, jak ona mnie potraktowała w prokuraturze, mało co się nie zabiłam. Może właśnie o to jej chodziło. Ta psycholog kazała mi przyjść do niej na jakieś badania w celu sprawdzenia, czy jestem zdrowa psychicznie, ale przestraszyłam się i nie poszłam. Mi się wydaje, że ta psycholożka Jadwiga Sz. i Elżbieta Le., kierowniczka MOPSu, to są koleżanki i po prostu ta Sz. chciała ukręcić łeb sprawie, żeby w sądzie nie wyszło, że dyrektorka MOPSu nic nie zrobiła w mojej sprawie i że zostawiła na pastwę pedofila szóstkę dzieci. No i ta sprawa w sądzie nie miała szans. Kim ja byłam dla nich – jakieś gówno z patologii. Adwokatka Cy. ciągle na mnie krzyczała i kazała napisać podanie, że chcę być przesłuchiwana poza miejscem zamieszkania, ale zostało to odrzucone. Dzielnicowy napisał, że w ogóle się nie chce do tego wtrącać. Jak czytałam zeznania, to kierowniczka MOPSu napisała o ojcu same dobre rzeczy, a o mnie, że jestem nienormalna i że jak raz byłam u nich ze skargą na pijanego ojca, to że one to sprawdziły i że on był trzeźwy, i że sobie to wszystko wymyśliłam. Nic nie powiedziała o molestowaniu. To jest ta Wielka Kierowniczka MOPSu.
Podczas przesłuchania mój ojciec cały czas był w domu i miał wpływ na moje siostry. Moja młodsza siostra wyszła po dziesięciu minutach z przesłuchania, ale nic nie było napisane w aktach, co te psycholożki stwierdziły. Mój siostrzeniec razem z ojcem mieli mieć robione badania psychologiczne w Zamościu, ale nie wiem czy byli. Mój ojciec w ogóle nie był przesłuchiwany i z braku dowodów sprawa została umorzona. Mój ojciec cały czas wyżywał się nade mną. Razem z matką rozgadywali, że jestem nienormalna. Ludzie nie chcieli ze mną gadać, uciekali na mój widok, a ja ze wstydu wychodziłam tylko wieczorami. Pamiętam, że raz w niedzielę ojciec ugotował obiad i wszytko schował do szafki, którą zamknął na klucz. Przez cały dzień w ogóle nic nie jadłam, a matka chodziła i się śmiała. I ja taka zeszmacona i zrównana z błotem wyprowadziłam się z domu. Na odchodne matka mi powiedziała, że i tak zostanę szmatą i prędzej zdechnę, niż mi da pieniądze.
Mam żal do tych wszystkich ludzi, którzy niby mają obowiązek pomagać, a nigdy nie zrobili nic. Zostawili nas same. A dzieci są przecież bezbronne. Wydaje się, że od tego właśnie są tacy ludzie jak Le., Sz., Ż. i dzielnicowy Sz.. I te wszystkie instytucje, które oni reprezentują. Mój ojciec może jest chory, nie wiem, może powinni go leczyć. Ale to ci wszyscy policjanci i dyrektorzy powinni byli coś zrobić. Teraz jestem sama, nie mam nikogo, nawet nie mam kontaktu z rodzeństwem. Myślę, że powinni za to odpowiedzieć.