Nauczanie religii katolickiej (czy jakiejkolwiek innej) w szkołach publicznych jest złamaniem konstytucyjnej zasady rozdziału kościoła od państwa. Co prawda, Konstytucja RP w artykule 53, punkcie 4 dopuszcza nauczanie religii w szkołach, jednak ta sama Konstytucja zapewnia bezstronność wyznaniową państwa. Szkoła publiczna jest elementem struktury państwowej i powinna być świecka. Nauka religii w szkołach wiąże się z olbrzymimi transferami pieniędzy publicznych do kasy Kościoła: w samych wynagrodzeniach duchownych kryją się miliardy. Te miliardy wydajemy na „edukację” niezgodną z wiedzą naukową i interesem polskiej demokracji.
Religia w szkołach łamie konstytucyjne prawo tajemnicy wyznania, które gwarantowane jest każdemu obywatelowi.
Uczestnictwo w religii nie jest tylko wyborem aktywności intelektualnej, ale wiąże się z określeniem tożsamości. Jestem wierzący, lub: jestem niewierząca – to istotne wyznanie, dotyczące postawy i światopoglądu. Konstytucja gwarantuje każdemu obywatelowi prawo do tajemnicy wyznania – nikt nikogo nie może zmuszać do ujawnienia własnych przekonań w tym zakresie, ani tym bardziej uzależniać jakości świadczonych usług od tych przekonań. Powstaje więc pytanie: Czy religia w szkołach nie łamie prawa do osobistej tajemnicy wyznania? Każdy człowiek, także młody, ma prawo, by nikt nie wiedział, w co wierzy lub nie wierzy, a już z pewnością, by tego nie komentowano, nie oceniano, nie wykpiwano.
Obecność religii w szkołach wprowadza realną segregację uczniów ze względu na światopogląd.
-
Produkt w promocji365 Lekcji Religii dla całej rodziny, która chce się wyzwolić59,00 zł – 149,00 zł
Dzieci dzielą się na te, które chodzą na religię i te, które na religię nie chodzą. Taka segregacja może prowadzić do dyskryminacji i przemocy, chociażby na takim poziomie, jak wytykanie palcami. Może także skutkować ograniczaniem oferty szkolnej dla pewnych dzieci ze względu na to, w co wierzą lub nie. Dzieci, które nie chodzą na religię, nie uczestniczą w niektórych wycieczkach klasowych lub zajęciach, które mogą być dla nich atrakcyjne ze względu na uczestnictwo kolegów i koleżanek. Można sobie wyobrazić, jakim stresem dla małego człowieka może być fakt, że jako jedyny w czymś nie uczestniczy, podczas gdy jego/jej koledzy i koleżanki robią teatrzyk i śpiewają razem. Powstaje pytanie: dlaczego tak ma być?
Dlaczego godzimy się, by polska szkoła była polem walki ideologicznej i tożsamościowej? Wśród dorosłych ta walka przyjmuje brutalne formy. Czy musimy wciągać w nią dzieci?
Owa dyskryminacja może działać w obie strony: jeszcze kilka, kilkanaście lat temu kuriozum wywołującym drwiny były dzieci niechodzące na religię. Ale wraz z szybką laicyzacją społeczeństwa polskiego, za chwilę może być odwrotnie: to dzieci chodzące na religię będą wzbudzać drwiny. Może to prowadzić do tworzenia postaw sekciarskich, opartych o zasadę „oblężonej twierdzy”, obrony „jedynej słusznej prawdy”. Po co nam to?
W artykule 30, Konstytucja RP gwarantuje nam:
„wolność sumienia i religii. Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru”.
Jak to się ma do dzieci? Czy konstytucyjna „wolność przyjmowania religii”jest im zapewniona? Mam szczere wątpliwości. Spójrz na swoje lata szkolne: czy Twoja wolność w tym zakresie była zapewniona? Czy miałeś/miałaś wolność przyjęcia religii? Czy też tę wolność Ci odebrano, prowadząc do kościoła? Kiedy zostałeś/zostałaś ochrzczony? Kiedy zaczęto Ci mówić o Jezusie? Czy poganiano Cię do kościoła, namawiano do modlitwy, czy uważano Twoje uczestnictwo w sakramentach za oczywiste? Czy ktoś w ogóle kiedykolwiek zadał Ci pytanie, czy tego chcesz? Konstytucja RP w artykule 48 stwierdza, że „wychowanie to powinno uwzględniać wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. Czy Ty, rodzicu, zapewniasz swojemu dziecku tę wolność? Czy my, jako społeczeństwo, dajemy małym Polakom tę wolność?
Na religii przekazywane są informacje niezgodne ze stanem wiedzy naukowej – wykazywaliśmy to już wielokrotnie. Przypomnijmy jednak: nauka religii może prowadzić do chaosu poznawczego, a także gruntowania fałszywych przekonań, dodatkowo wspieranych przez presję środowiska. Uczeń, który dowiaduje się, że Ziemia powstała 4,5 miliarda lat temu w procesie ewolucji planetarnej, od innego nauczyciela (księdza) dowiaduje się, że świat powstał 6 tysięcy lat temu w sześć dni. Człowiek zaś pochodzi z Raju w dolnej Mezopotamii, a nie od naczelnych. Dlaczego uczeń miałby uwierzyć nauczycielowi biologii, który twierdzi, że człowiek współczesny powstał 200 000 lat temu w Afryce, skoro ksiądz mówił, że to tylko teoria?
Czemu ma służyć przekazywanie dzieciom wizji sprzecznych z wiedzą medyczną na temat homoseksualizmu czy masturbacji? Dlaczego zgadzamy się na to, by nasze dzieci otrzymywały ideologiczny program kościelny jako „antropologię biblijną”? Religia w szkole stawia młodych ludzi przed dylematem: w co wierzyć? komu zaufać? Fałszywe informacje przekazywane przez księży na temat ludzkiej seksualności, winy, grzechu, życia rodzinnego, czystości, dziewictwa, przyrody, biologii i historii prowadzą do dyskryminacji uczniów widzących to inaczej.
Fałszywa edukacja prowadzi do dyskryminacji młodych gejów i lesbijek, wykluczania osób transpłciowych i zwiększania ich cierpień. Jak mają się w tym odnaleźć mali muzułmanie, żydzi czy ateiści?
Wziąłem do ręki podręcznik do religii dla klas trzecich szkoły podstawowej, żeby przekonać się o tym naocznie – jeśli zapytacie mnie, co jest podstawowym oszustwem tej książki odpowiem tak: nauka religii w szkołach podstawowych zaczyna się od stworzenia fałszywej obietnicy spotkania z Jezusem – spotkania, które nigdy nie następuje. Następnie wmawia się dzieciom, że jeśli Jezusa nie widzą, to jest to ich własna wina, gdyż wszyscy inni widzą. A w końcu przedstawia się im tę fałszywą obietnicę w postaci szantażu emocjonalnego: Jezus na nie czeka, a jeśli nie nadchodzą, to Jezus cierpi i płacze.
W mojej ocenie takie przedstawienie sprawy jest całkowicie nieetyczne, gdyż wiąże się z oszustwem. Dzieci nie wolno oszukiwać – a już na pewno nie w szkole! Dzieci są łatwowierne – to znaczy, łatwo wierzą w światy urojone, baśniowe, łatwo wyobrażają sobie fikcyjnych bohaterów i łatwo się z nimi identyfikują – traktują ich jako postaci realne, a ich cierpienia wywołują w dzieciach realne emocje. Szkoła korzysta z autorytetu wiedzy i nauki. W scenografii szkolnej dorosły nauczyciel podsuwa dzieciom fikcyjną postać Jezusa, jakby to była prawdziwa osoba, a następnie przedstawia dzieciom emocjonalne zadanie, któremu nie można sprostać. W żaden bowiem realny sposób nie można odpowiedzieć na emocjonalne wyzwanie, jakim jest Jezus. Nie można Jezusa zaspokoić.
Panie Rafale w tym artykule napisał Pan tyle bzdur, że aż na redaktora nie przystoi. Trzeba troszkę wiedzy i refleksji, bo wyznanie, że jest się wierzącym z własnej woli to niejest łamanie konstytucji. A weganie Pana zdaniem powinni jeść publicznie czy po kryjomu, bo to odkrycie swoich przekonań przecież, nie? A jad się z Pana sączy….
Proszę swoją opinię poprzeć argumentami.
Obrzydliwcami są księża i kościół jako instytucja, to nie ma nic wspólnego z religią i z (dobrym) Bogiem! Księża biorą wzór z szamanów u ludów pierwotnych, łupią naiwnych i chorych, wyłudzają, pysznią się, bezpodstawnie bogacą, kłamią, uprawiają na niespotykaną skalę pedofilię, dyskryminują i wykorzystują kobiety oraz nieszczęśliwych czy kalekich czy niepełnosprawnych. Sa skorumpowani, skrajnie zachowawczy, Nie wszyscy z nich taka jest ale to nic nie zmienia bo taka jest ….większość! Oni po prostu odeszli od Boga!
Ochydnie podany fałsz z pozycji wszystkowiedzącego. Proszę nie mieszać w głowach ludziom
Należałoby podać jakieś argumenty – sama opinia to za mało.