Taki konkurs plastyczny zaproponowała dzieciom szkoła podstawowa w Ligocie Polskiej obok Oleśnicy (rok szkolny 22/23). Dokładny tytuł konkursu brzmiał: ”MĘKA PANA JEZUSA WIDZIANA MOIMI OCZAMI”. Konkurs adresowany był dla dzieci z dwóch grup wiekowych: klas I-III oraz IV-VI. Wymyśliła to katechetka Danuta Pytel, a umożliwił dyrektor szkoły Leszek Witkowski. Laureaci i wyróżnieni, jak informuje szkoła, otrzymali dyplomy, nagrody rzeczowe i słodkie „co nieco”.
Oswajanie z przemocą
Takie konkursy religijne odbywają się niejako “pod radarem” opinii publicznej, i nie wzbudzają czujności rodziców. A jednak są istotnym elementem religijnej indoktrynacji dzieci i oswajania ich z okrucieństwem chrześcijańskiej mitologii. Pozornie nic złego się nie dzieje, ale czy ktoś z nas wyobraża sobie, by dzieci startowały w konkursie na malowanie egzekucji przez powieszenie? Albo żeby malowały matki płaczące nad dziećmi zamordowanymi przez terrorystów? Nie za bardzo. A tu proszę, w gablotce szkolnej możemy podziwiać na przykład obrazek namalowany przez dziewczynkę z klasy szóstej, na którym widzimy matkę płaczącą nad bestialsko zamordowanym synkiem. Jej cierpienie uwidacznia niebieska łza. Syn ma dziury w dłoniach po gwoździach.
Zapytałem o te obrazki psycholożkę dziecięcą, panią Barbarę Kaczkowską. Odpisała mi, że…
Jest w tym kilka bardzo niepokojących elementów. Po pierwsze, widzę tu wmontowywanie dzieciom poczucia winy za nieswoje zbrodnie. Później służy to do manipulowania i wymuszania określonych zachowań. Jest też oswajanie z przemocą i zbrodnią na niewinnym. Może to spowodować zobojętnienie na cudzą krzywdę i brak reakcji, kiedy komuś dzieje się krzywda. Niektóre dzieci mogą stać się ofiarami krzywdzenia i przyjmą to bez protestów, skoro Jezus cierpiał. Inne dzieci mogą stać się krzywdzicielami, bo przyswoją taki model postępowania wobec słabszych. Ogólnie, szkody w psychice są nie do odrobienia.
Kiedy człowiek patrzy na taką scenę namalowaną ręką dwunastolatki zastanawia się, co właściwie jest na obrazku? Czy mamy do czynienia z malarskim przedstawieniem rzeczywistego zdarzenia, które budzi grozę, czy też skonwencjonalizowanej historyjki, która na wzbudza już żadnych emocji? Takiej tam religijnej opowiastki, w którą nikt nie wierzy. Co jest na rysunku?
Takich rysunków w gablocie szkolnej w Ligocie Polskiej zawisło więcej. Widzimy mężczyznę przybitego do pala, w cierniach na głowie. Kolce zadają mu rany, z których ścieka mu po twarzy krew. Tę krew tak ładnie namalowała dziewczynka ośmioletnia, Karolina. Co rysowała Karolina? Czy przerysowywała tylko bajeczki opowiadane przez babcię, czy rzeczywiście weszła w temat? Czy wyobrażała sobie jak to jest umrzeć na krzyżu z kolcami wbitymi w czoło, czy też starała się tylko zadowolić panią katechetkę? No i co mówiła Karolince pani Danuta Pytel, katechetka? Czy próbowała z ośmiolatką jakoś rozmawiać o krwi i cierpieniu, jakoś ją przygotować do tematu, z którym mała malarka się zmierzy? Czy też uznała, że już wszystko jest jasne, a ośmiolatka powinna wiedzieć, co jest grane i nie brać tego na serio?
Uzyskałem komentarz od dyrektora szkoły w Ligocie Polskiej, pana Leszka Witkowskiego. Jego treść jest zdumiewająca… choć może nie:
(reszta tekstu pod załącznikami)
Poniżej obraz nieznanego dziecka, ukazujący walory publicznej chłosty. Widać oprawców, widać świszczący bicz. Scena jak z filmów dla dorosłych.
I takich rysunków jest kilkanaście. Wiszą w szkolnej gablocie, by inne dzieci mogły je oglądać i myśleć nad światem dorosłej wyobraźni, którą pani Pytel stara się im wszczepić do głów. To świat przemocy, okrucieństwa, mordowania, wędrówki na samotną, tragiczną śmierć… jak na tym rysunku:
Z motywem samotnej drogi na śmierć zmierzyła się Zuzanna. Siedmiolatka.
No i teraz my też zastanówmy się, jak to skomentować…
Po pierwsze zauważmy, że to wszystko dzieje się w publicznej szkole, która uczy dzieci za publiczne pieniądze, przy aprobacie grona nauczycielskiego, dyrekcji oraz rodziców. Czyli wszyscy widzą, a jednak nikt nie wyraża żadnych wątpliwości. Co myśli o tym szkolna psycholog? Co sądzą rodzice? Przecież rodzice musieli widzieć jak dzieci malowały te obrazki w domach. Mama zaglądała swojemu siedmiolatkowi przez ramię, gdy on kolorował samotną śmierć na krzyżu, tata gratulował mu, że tak ładnie namalował krew…
Ten konkurs jest problematyczny nie tylko ze względu na to, że został przeprowadzony w szkole publicznej – mówi profesor Stanisław Obirek, którego poprosiłem o komentarz – w sposób niekonstytucyjny obarczonej obowiązkiem finansowanie katechezy katolickiej, nad którą nie ma żadnej kontroli. Ale także dlatego, że jest to temat absolutnie niedostosowany do rozwoju psychologicznego dziecka, które od najmłodszych lat jest poddane presji dominującej instytucji religijnej. Kościół katolicki akceptując edukację religijną skoncentrowaną na elementach cierpiętniczych i na wyjątkowości chrześcijaństwa jako jedynej drogi zbawienia zamyka religijną wyobraźnię dzieci na inne religie i inne sposoby postrzegania miejsce religii w kulturze. W konsekwencji szkoła publiczna przyczynia się do kształtowania kultury wykluczenia przesyconej poczuciem wyższości i wyjątkowości własnej tradycji nie tylko zresztą religijnej. Właśnie z tym powodów wyrażam mój sprzeciw wobec takich praktyk. Jedynym rozwiązaniem wydaje się całkowita rezygnacja z lekcji religii w szkołach publicznych i rozwinięcie zajęć z etyki i filozofii.
Dzieci malują z pamięci
Po drugie, rzuca się w oczy, że motywy malowane przez dzieci nie wyglądają na produkcję ich swobodnej wyobraźni. Ma się wrażenie, że te obrazki już się widziało, że są to nieudolnie (dziecięco) odmalowane ludowe wyobrażenia męki Jezusa, które znamy ze sztuki wiejskiej, kościelnej, z ilustracji stacyjnych. Nawet najmłodsze dzieci zdają się malować… na zamówienie, odmalowywać to, co już znają, co już widziały. Innymi słowy, wszystkie te obrazki są sztampowe, realizują wcześniej wypracowaną ideologiczną wizję ikonograficzną, są dokładnie takie, jakie namalowałby kleryk, lub wiejski malarz na zamówienie proboszcza. Nie ma w nich żadnej oryginalności, dziecięcej werwy, poczucia humoru, zaskakujących rekwizytów, nie ma statków kosmicznych, rycerzy na koniach, smoków… niczego, co mogłoby panią Danutę Pytel zaskoczyć. A zazwyczaj dzieci tak nie malują. Jeśli tworzą swobodnie, ich rysunki zawsze zawierają motywy zaskakujące. Tu ich nie ma. Można więc podejrzewać te obrazki zostały stworzone wcześniej, przez innych autorów i wdrukowane dzieciom do mózgów, jako wizualne reprezentacje tej religii. Ikony. Uczestnicy konkursu zostali więc zawczasu pozbawieni własnej inwencji przez wdrukowanie gotowych malarskich wizji, przez wszczepienie gotowych zdań, utartego sposobu ilustrowania męki. Groteskowo w tym świetle wygląda tytuł konkursu: “męka widziana moimi oczami”, który sugeruje indywidualne dziecięce podejście do tematu. Nie ma tu mowy o żadnym “własnym widzeniu”. Oczy dzieci zostały już zapchane pakułami wcześniejszych przedstawień.
Mało tego… Można podejrzewać, że jeśli pojawiły się jakieś oryginalne ujęcia tematu, jeśli wydarzyło się coś, co panią Pytel mogło w tym temacie zaskoczyć, nie znalazło drogi na gablotę dla wyróżnionych, tylko zostało odesłane do poprawy. Mamy więc w tym konkursie de facto wyrażenie roli religii, która polega na wdrukowywaniu dogmatów: nie tylko w treści religijnych wierzeń, ale także w warstwie religijnych obrazów.
W religii nie ma żadnych “własnych oczu”. Są tylko “oczy zaprogramowane”.
Nie trzeba być prorokiem, by się domyślić, że dzieci, które w wieku lat siedmiu malują takiego Jezuska, będą go malować identycznie w wieku lat dwudziestu siedmiu, gdy staną się elementem kościelnego tłumu wypełniającego świątynie. Tu nie ma bowiem już nic do dodania: wszystko zostało powiedziane. Trzeba się tylko nauczyć na pamięć.
Zdjęcia opublikowane przez szkołę znajdują się tu: http://splp.szkolnastrona.pl/a,1334,szkolny-religijny-konkurs-plastyczny
W tych rysunkach, wszystkich, jest wyrażony lęk, męczący i straszny.
W każdym są szczegóły i detale wyrażają ce lęk autora.
W rysunku z napisem stacja II,
postać Jezusa nie ma stóp, chociaż idzie, krzyż z jednej strony nie ma końca, wychodzi poza rysunek, tło jest w bardzo bogatych odcieniach.
Rysunek z matką i niebieską łzą, matka jest w ładnej sukience i widać, że ciężar martwego ciała jest ponad jej siły.
Dzieci cierpiały podczas tego rysowania.
Szczerze? Dzieci nie wymyśliły nic nowego. Narysowały, namalowały, przerysowały to co widzą w Biblii, w katechizmie czy też na obrazach w kościele. Szukanie sensacji na siłę. Od wieków chrześcijanie są niejako “oswajanie” z historią i śmiercią Jezusa, więc o co tak naprawdę chodzi? Żyjemy w czasach gdzie tradycje są niszczone, szkalowane. A poza tym drogi autorze, nie uważasz że podawanie do publicznej wiadomości imion i nazwisk dzieci jest dobre. Pisanie, w tonie lekko prześmiewczym na przykład o twórczości dziecka z 2 klasy, według Ciebie nie jest szkodliwe dla psychiki i poczucia wartości tegoż dziecka?
To że “dzieci nie wymyśliły nic nowego” jest moim zdaniem najpoważniejszym zarzutem wobec tego konkursu i całego “nauczania” religii – co zresztą wyjaśniłem pod koniec tekstu, jeśli pani w ogóle dobrnęła.
Niestety obie strony nie są pozbawione obiektywizmu. O ile daleko mi do fanatyzmu religijnego i widzę, mówię i wyrażam swoją negację wobec kleru i ich podejścia do drugiego człowieka, będące dalekie od Franciszka jako głowy KK, o tyle zestawianie wypowiedzi profesora Obirka, byłego księdza któremu wajcha się przestawiła na drugą stronę i obecnie jest w mocnej kontrze do KK, dla myślącego człowieka, który czyta coś więcej niż tytuły na Social mediach jest mocno naciągane. Taki wpis pod klikalność, nie merytorykę.
Proszę napisać swój merytoryczny tekst na ten temat, chętnie przeczytam i zapoznam się, czego pan właściwie oczekuje.
Nic nie rozumiecie ateiści, bo jak mielibyście rozumieć. W tych rysunkach jest opowieść o niesamowitej miłości, jaką obdarował nas Bóg oddając za nas życie. Wy tego nie widzicie, bo nie możecie zobaczyć. Współczuję Wam.
Jak w tym psychologicznym teście: “co widzisz na obrazku?” 🙂 Wydaje mi się, że dzieci mogą wyrażać na obrazkach “niesamowitą miłość, jaką obdarował nas Bóg oddając za nas życie” malując kwiatki, słoneczko, pieski i rodzinę. Niekoniecznie człowieka przybijanego gwoźdźmi do deski. To mogą malować dorośli. Tak samo, jak każdą inną pornografię.
Oj Igor, Igor – nie wierz w bajki. Kościół wpierw obraża Boga że stworzył człowieka (wybrakowanego) z grzechem. Ale, że go kocha tak dalece, że sam się na śmierć dla niego wybierze. A to wszystko po to, żeby przebłagać samego siebie. I powiadasz, że ci niezmanipulowani przez kościół są głupi? Raj nam obiecują za pieniądze – z czyjego upoważnienia? Sami się rajcują tu na ziemi, a nas pouczają jak żyć mamy i jak pięknie cierpieć. Dzieci tu niewinne są. Rodzice, nauczyciele zmanipulowani. A wszystkiemu winien odwieczny przekaz kościelny.
Wydaje mi się,że nie powinien pan pisać o rzeczach o których najwyraźniej nie ma pan pojęcia. Wiara jest indywidualnąsprawą człowieka, każdy ma prawo do jej wyznawania,nauki ,pogłębiania wiedzy o niej.Nie powinien Pan tak po chamsku obsmatrowywac p.Pytel ,która naprawdę jest dobrym człowiekiem i pedagogiem.Wg mnie powinien pan przeprosić tę panią i usunąć szkalujący jej dobre imię artykuł.!
A co tu jest szkalującego panią Pytel? Może pani wskazać?
Cały komentarz jest również indoktrynacją człowieka, który nie ma wiary. Ktoś, kto nie przyjmuje istnienia Boga, który oddał życie z miłości do człowieka, nie jest w stanie zrozumieć tego, co rozumieją dzieci, autorzy tych prac. One nie uczą przemocy, ani zgody na nią. Więc przeciwnie.
Co to znaczy “indoktrynacja człowieka, który nie ma wiary”? W jaki sposób artykuł na moim blogu ma być indoktrynacją kogokolwiek?