
Pogrzeb katolicki pomyślany jest tak, że odziera rodzinę z wszelkiej indywidualności przeżycia, a obrzędowi nadaje ujednolicony przebieg, który jest identyczny w każdym przypadku. Głównym tematem jest Jezus i Jego śmierć oraz Jego plan dla nas – natomiast osoba leżąca w trumnie zostaje zdegradowana do jakiejś „naszej siostry” albo „naszego brata”, który ledwo ma jakieś własne imię. W gruncie rzeczy w trumnie mógłby leżeć ktokolwiek, a ksiądz ma na jego/jej temat do powiedzenia zaledwie kilka obłych frazesów, które mogłyby pasować do każdego. Indywidualna historia życia nieboszczyka zostaje pominięta, jakby wcale się nie wydarzyła.
Uczestnicząc w pogrzebie katolickim w Polsce można odnieść wrażenie, że ksiądz chowa do grobu szarą cegłę wydłubaną z szarego muru pobliskich szarych budynków, o której nie da się nic powiedzieć poza tym, że „kochał ją Jezus”.
Ostatnio zdarzyło mi się uczestniczyć w dwóch pogrzebach katolickich w różnych miastach i dokładnie takie odniosłem wrażenie: że ksiądz nie ma nic do powiedzenia o umarłym, gdyż umarły nie zasługiwał na jakąś jego szczególną uwagę. Ledwo ze dwa razy wymienił imię osoby w trumnie, a gdybym nic nie wiedział o tych ludziach, to z pewnością niczego bym się nie dowiedział z tych pogrzebów. W jednym przypadku po wygłoszeniu wszystkich formułek, już po spuszczeniu trumny w otchłań, ksiądz porzucił mikrofon, który został podchwycony przez członków rodziny i odczytano list od przyjaciół. Był to jedyny zindywidualizowany moment tej ceremonii, i jedyny poruszający, kiedy można było choć przez chwilkę ujrzeć osobę, którą żegnaliśmy. Opuściłem cmentarz z wrażeniem, że ksiądz okradł nas z tej ostatniej chwili, okradł nas z opowieści o członku rodziny i porwał treść rytuału, przeznaczając te ostatnie chwile dla jakiegoś „Jezusa”.
Starałem się nawet słuchać tego co mówi kapłan – razem z mszą i pochówkiem trwało to pewnie z godzinę. Cały ten czas ksiądz wypełnił wygłaszanymi do mikrofonu frazesami. Frazesami, czyli rytualnymi formułkami, które są identyczne za każdym razem, tak jakby ta konkretna osoba była pozbawiona jakichkolwiek indywidualnych cech. Muszę powiedzieć, że było to wrażenie przykre. Jakby całe życie zmarłej osoby sprowadziło się do wypreparowanych z jej istnienia obłych formułek.
Chcę powiedzieć, że pogrzeby kościelne wypreparowały się z wszelkich cech indywidualnego przeżycia rodzinnego. Dopóki podczas takiego pogrzebu obecny jest ksiądz, dopóty nieboszczyk i jego/jej rodzina nie mają wsłasnej opowieści – czyli de facto nie istnieją. Zmarły odchodzi jako człowiek bez historii, który został zakrzyczany na ostanie prostej.
Posłuchaj mojej rozmowy z Anetą Dobroch, Mistrzynią ceremonii pogrzebowych.
Ksiądz powiedział, że ona chciała umrzeć, że nie chciała wracać do rodziny, bo zobaczyła Jezusa.
Relacje z katolickich pogrzebów przygniatają:
Kasia: “Na pogrzebie mojej Mamy, która zmarła nagle i zupełnie niespodziewanie na covid (była młoda i zdrowa, nikt się nie spodziewał, że tak się to potoczy), ksiądz powiedział, że ona chciała umrzeć, że nie chciała wracać do rodziny, bo zobaczyła Jezusa, a przy jego boku jest tak cudownie i mamy to zrozumieć.
Dla nas, rodziny, która na dzień przed jej odejściem dostała wiadomość od mamy ze szpitala “walczę i się nie poddam, bo za bardzo Was kocham” to było nie do zniesienia, jakby umniejszanie naszej tragedii. Miałam ochotę głośno się sprzeciwić, ale… całą rodzinę mamy pochowaną na małym lokalnym cmentarzu. Wiem, że mama też by chciała być pochowana obok swojego ojca i brata. A jest to cmentarz parafialny, nie komunalny. Wszystko trzeba załatwiać u księdza, który za opłatą otwiera bramę cmentarz a by można było postawić grób i oczywiście od wszystkiego liczy sobie opłaty. Pogrzeb świecki nie wchodzi w rachubę Nie rozumiem jak to możliwe by taki wymysł funkcjonował w tych czasach. W każdej miejscowości, w której jest cmentarz, powinien być to cmentarz komunalny, który daje możliwość pochówku na różne sposoby. To jest wykluczanie i selekcja w dniu śmierci i wymuszanie katolickiego pochówku tylko i wyłącznie z tego powodu, że do komunalnego daleko”.
Julia: “Wczoraj moja przyjaciółka była na pogrzebie (katolickim) dziadka. Nie dość, że ksiądz cały czas obwiniał rodzinę o śmierć członka rodziny (bo nie chodzą do kościoła, bo się nie modlą itd.) to jeszcze na końcu wielki problem, że rodzina kupiła wieniec pogrzebowy, bo przecież dziadek na pewno tego nie potrzebuję i lepiej dać na tace. Pomijając to, że przez całą mszę gadał o Jezusie, albo o tym, że rodzina zmarłego powinna iść do spowiedzi itd.”
Joanna: “Mój teść nie chciał księdza na pogrzebie. Ale teściowa się uparła: “No bo co ludzie powiedzą że pogrzeb bez księdza”. Moim zdaniem jeśli ksiądz wie i słyszy wcześniej, że ktoś sobie nie życzy powinien odmówić – a słyszał to podczas kolędy. No cóż, ale pieniądz jest pieniądz. Na pogrzebie walnął kazanie o grzechu i grzesznikach, o odejściu od kościoła i pogubieniu. A teściu był wspaniałym człowiekiem. Ani słowa o tym. Teraz mąż powiedział, że ponoć 800zl wziął, tak teściowa twierdzi, ale ten cham i prostak wziął więcej”.
Jej życie było naznaczone wieloma cierpieniami – pisze pani Mariola. Była dzieckiem niepełnosprawnym w znacznym stopniu. Musiała mieć opiekę, nawet przy najprostszych czynnościach. Mimo tego była cudowna, miała swoje ulubione piosenki, zabawy, czynności. Jej życie było proste. Miała wspaniałych rodziców, którzy kochali ją ponad wszystko. Była córką, siostrą. Zmarła nagle po krótkim życiu, w którym zmagała się z wieloma problemami zdrowotnymi.
Nigdy nie przywiązywałam wagi do tego, co mówi ksiądz podczas ceremonii pogrzebowych. Ot, zwyczaj, który trzeba odbębnić. Ale ten pogrzeb był jednak inny. To było dziecko, które znałam, lubiłam. Dziecko, którego zmagania o lepsze jutro widziałam na przestrzeni lat. Chciałam oddać Jej hołd, za walkę, za siłę, za radość, którą w sobie miała. I chyba pierwszy raz słuchałam, a im uważniej słuchałam, tym bardziej we mnie rósł gniew! Przekleństwa same cisnęły się na usta.
Ksiądz jechał schemat, po prostu schemat, jakby w urnie nie było wyjątkowego dziecka tylko numerek w kolejce do wyczytania! W myślach kłóciłam się z księdzem! Kulminacja nastąpiła po słowach: “módlmy się za jej grzechy”! Łzy płynęły po policzkach a w myślach wyłam, że to Bóg i kościół powinien prosić Ją o przebaczenie, że zesłał na Nią, dziecko, tyle cierpienia. Tyle jej zabrał, nie dając nic w zamian! Zabrał zdrowie, możliwości, szansę na długie i dobre życie.
Po tym pogrzebie podjęłam decyzję o wystąpieniu z KK i choć do dzisiaj formalnie jej nie ukończyłam. Wiedziałam, że nigdy, przenigdy nie pozwolę aby w pogrzebie moim lub moich bliskich uczestniczył ksiądz. Ta bezduszność, cynizm, brak jakiegokolwiek człowieczeństwa całkowicie zmiótł resztki tolerancji dla tej instytucji.
Choć było to już trzy lata temu, ten pogrzeb mam dalej przed oczami.