W świetle danych demograficznych i osiągnięć polskiej reprezentacji w piłce nożnej myślę, że Polska powinna przyjąć jak najwięcej uchodźców nie tylko z Ukrainy, ale także Bliskiego Wschodu i Afryki.
Coraz wyraźniej widać, że stworzony przez Komunistów homogeniczny twór społeczny zwany Polakami, ta monokultura chłopska z aspiracjami szlacheckimi, ten postfolwarczny genius locci przestał się sprawdzać. Zagnietliśmy się we własnym sosie tak szczelnie, że nie chce się nam już nawet rozmnażać: Polacy mają zwyczajnie dość samych siebie i jak patrzą nawzajem na te swoje gęby, to im się odechciewa i myślą o emigracji – albo zewnętrznej, albo wewnętrznej. Wielkim marzeniem Polaka jest odgrodzić się dwumetrowymi tujami od sąsiadów (jak Pudzianowski), mieć ze dwie banie oszczędności, żeby nie musieć pracować i absolutnie nie płacić żadnych podatków na tę bandę złodziei, która krąży pod płotem.
Komiczne, że sztandar PZPRowskiej monokultury dzierży dziś Kościół katolicki i postkomunistyczna prawica. Konfederacja doskonale wyczuwa te nastroje budując swój polityczny program na wzajemnej niechęci Polaków do Polaków.
Mur na granicy z Białorusią, który ma poparcie 99,9% polskiego społeczeństwa, jest wspaniałą egzemplifikacją naszych narodowych aspiracji: chcemy się odgrodzić od reszty tego zjebanego świata i nie widzieć żadnych obcych na oczy. Mur działa jednak w dwie strony. Budujemy sobie więzienie marząc, że będziemy mieli w nim święty spokój i będziemy mogli robić grilla na w stu procentach polskiej kiełbasie. Ja te marzenia rozumiem, ale je odrzucam – jako zgubne.
Żeby było jasne: Polska ma prawo bronić granic, także zbrojnie, gdyż granice są podstawą państwa – nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby przewartościować myślenie o polityce społecznej i nastawić je na rozwój. Ogradzanie się murem jest dla frajerów. Dla ludzi słabych, którzy boją się świata, bo mają niskie mniemanie o sobie samych. To ciągłe bojaźliwe ględzenie o tym, że zostaniemy parobkami we własnym kraju, trzeba odłożyć do książek etnograficznych. Polskie okna przez dziesięciolecia były pozamykane – jeśli teraz jeszcze napchamy szmat w wentylację, udusimy się we własnych pierdach szybciej, niż nam się wydaje.
Polska musi postawić na różnorodność, na tak zwane multikulti, mając na to własny pomysł i wiarę, że “polskość” to coś więcej niż biała gęba i kosa w łapie. Nie możemy się pogodzić z losem postpańszczyźnianych chłopów, którzy bronią zagrody – to nie jest nasze DNA. Naszym DNA jest różnorodność, gwarowość, wieloreligijność i wieloetniczność. Polskie granice zawsze były płynne i trudno dziś nawet wskazać “historycznie polskie” miasto. Z tej tradycji powinniśmy korzystać.
Odwagi Polsko!